S. M. Ancilla Belesso
Wstąpiłam w młodym wieku bez żadnego doświadczenia wspólnotowego – opowiada s. Ancilla – i często bolały mnie moje niedoskonałości i niewiedza, gdy wzrastałam wśród sióstr, które miały duże doświadczenie w życiu codziennym i apostolstwie. Teraz będąc w tym samym wieku co moja mama, jestem wdzięczna za jej głęboką wiarę i duchowość, którą również staram się dzielić z innymi potrzebującymi.
“Człowiek to człowiek!”
Mama zawsze wpajała nadzieję i pokorę w każdej sytuacji. Jeśli okazywałam rozczarowanie wobec siebie lub bliźniego z powodu błędów lub zaniedbań, zachęcała mnie do zaakceptowania takiej słabości, do bycia kamieniem węgielnym poprzez ciągły wzrost.
“Teraz niebo!”
Gdy przed moimi ślubami wieczystymi moja rodzina przeżywała wiele trudności, myślałam o porzuceniu powołania. Ten okres był dla mnie próbą wzmacniającym moją świadomość powołaniową, a także czasem refleksji nad byciem włąsnością Boga i życiem jako Jego narzędzie. Poprosiłam o kolejny rok przygotowania do ślubów wieczystych. Na zakończenie zastanowiłam się i głęboko uznałam życie nastawione na niebo nie na ten świat, a te słowa Matki Najświętszej wciąż żyją w moim sercu.
Wspomnienia s. M. Ancilli
Wszystko od żłóbka! (czyli od początku)
Kiedy Matka po raz pierwszy przybyła jako misjonarka do Korei, sytuacja w tym kraju była bardzo ciężka. Ból wojny jeszcze nie minął, a wszystko wciąż było odbudowywane z powodu chaosu i zniszczeń, życie społeczne było zredukowane do poziomu przetrwania. Nie było domu, nie było sióstr i nie było tak aktywnego apostolatu jak obecnie. Opuszczenie ubogiej stajni w Nazarecie wymagało silnej wiary, poświęcenia i miłości. Matka powiedziała, że 25-lecie złożenia ślubów w tamtym roku uważała za najsmutniejszy dzień w swoim życiu z powodu trudności w budowie domu Jezusa Mistrza. Do życia i głoszenia Ewangelii potrzebna była tylko prostota, zaufanie i życzliwość, a w miarę jak wzrastała liczba członków do prowadzenia apostolatu, ufała im w pełni i aktywnie współpracowała. Kiedy potrzebowaliśmy pomocy z Japonii na niezbędne prace przy apostolacie, zawsze odpowiadała z hojnością.
Kiedyś, gdy siostry musiały wypłacić pracownikom pensje, s. Ancilla kazała jednej z nich kazała iść do banku i wypłacić wszystko, nie zostawiając ani grosza. Ale ta siostra pomyślała, że mądrze byłoby zostawić sobie zapas na wszelki wypadek i powiedziała jej swoje zdanie. Matka nie pozwoliła na to, mówiąc: Pan napełnia worek tylko wtedy, gdy jest całkowicie pusty. I naprawdę siostry doświadczały tego w sposób cudowny.
Za każdym razem, gdy wchodziło się do jej pokoju, był on niemal całkowicie pusty, jakby miała zaraz umrzeć, była gotowa na śmierć. Postawą sługi było witanie Boga przy każdej wizycie.
Wciąż mówi się wśród „sióstr pierwszej godziny” o wielkiej biedzie początków. Pewnego razu Matka Ancilla chciała postawić kwiaty na ołtarzu dzień przed świętami, ale siostry nie miały nawet wazonu. Rozejrzała się po klasztorze i w końcu znalazła okrągły biały wazon z namalowanymi kwiatami. Była tak szczęśliwa i wdzięczna, że umyła go, włożyła do niej kwiaty i postawiła na ołtarzu. Nie były to jednak kwiaty, lecz ceramika, zwana porcelaną, która w starożytnej kulturze koreańskiej służyła jako naczynie komorowe.
“Przepraszam. Bycie człowiekiem jest tak słabe”.
Możemy sobie wyobrazić, jak wiele trudności musiała mieć Matka Ancilla w pierwszych dniach swojego życia z młodymi ludźmi w formacji, z którymi nie mogła się dobrze porozumieć z powodu nieznajomości języka. Jej silna osobowość i problem zdrowotny (cukrzyca) musiały również powodować trudności. Momentami była bardzo drażliwa widząc postępowanie i brak zrozumienia sióstr. Siostry, które spotkały się z tymi sytuacjami, czuły się czasem mocno poranione i rozżalone. Ale przed pójściem spać Matka zawsze szła do nich, dotykała ich ręki i mówiła: “Przepraszam. To nie dlatego, że cię nie kocham, ale to z powodu mojego gorącego temperamentu i braku cierpliwości.” Poklepując po plecach, mówiła: “Jestem człowiekiem, więc nie jestem wystarczająco dobra“. W ten sposób poprosiła o przebaczenie i została pojednana. Jako przełożona taka była jej postawa, by prosić o przebaczenie siostry zwłaszcza młode, to wielka ewangeliczna lekcja pokory i wiary dla wszystkich…
W 2003 r. Matka Ancilla, w towarzystwie Siostry M. Giliana Mason, powróciła do Włoch i po odwiedzeniu rodziny osiedliła się w Sanfrè, gdzie, żyjąc apostolstwem cierpienia, 1 września 2014 r. osiągnęła niebo. Modlimy się za nią i prosimy o jej wstawiennictwo za Rodzinę Świętego Pawła na Dalekim Wschodzie…